Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/185

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dwakroć sto tysięcy z czemś... O święty Antoni!... Mężu! daj pocztyljonowi pół rubla.
— Widocznie wygraliśmy — wybąknął drżącym głosem burmistrz. — Kochany kasjerze! daj też, z przeproszeniem, pocztyljonowi pół rubla...
— Co za szczęście! — zawołał kasjer. — Winszuję państwu prezydentostwu szczęścia, zdrowia, wszelkiej... to jest, winszuję wygranej!... Mordku, niech-no Mordko da pocztyljonowi pół rubla, bo ja nie mam drobnych.
— Winszujemy jaśnie państwom takiego losu... i żeby jasna panna Marja ożeniła się prędko... Josek! zapłać ty pocztyljonowi za wielmożnego pana prezydenta... I żeby jaśnie pan prezydent był jeszcze z gubernatorem, a przynajmniej z naczelnikiem powiatu!... — winszował Mordko.
Josek dał pocztyljonowi parę kopiejek, a tymczasem burmistrz rzekł do żony:
— Rozpieczętujże, Leonciu, telegraf... Ile też wygraliśmy, proszę?
Teraz cała postać pani burmistrzowej zmieniła się. Z rozgniewanej stała się majestatyczną, — rękę z depeszą położyła na piersi, oczy wzniosła ku niebu i z namaszczeniem rzekła:
— Franiu i Maniu! Kiedym odebrała bilet z Warszawy, zrobiłam ślub, że nie przeczytam sztafety z wiadomością o wygranej, aż po nabożeństwie. Musimy więc czekać do jutra, do dziewiątej rano...
— A to dlaczego?... Co na to, to już, z przeproszeniem, nie pozwolę! — krzyknął mąż, którego paliła ciekawość.
— Co?... ty nie pozwolisz, safanduło? — spytała pogardliwie pani, chowając depeszę do kieszeni. — Czy myślisz, że bilet był na twoje imię wykupiony?...
— To przecież wszystko jedno... jesteśmy małżonkami, z przeproszeniem — szepnął burmistrz.
— Dziś już i nie tak bardzo nawet jesteśmy małżonkami!... — odparła pani.