Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/184

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wsadzą, kaftana nie włożą, dlaczego listy, do osób mających stanowiska, pisać pozwalają?... Powinieneś natychmiast zdać raport do powiatu, do rady lekarskiej.
— Kiedy, jak Boga kocham, nie mogę! — odpowiedział zawojowany małżonek.
Wśród krzyków i wymysłów pani a usprawiedliwiań pana, upłynęły godziny dziesiąta i jedynasta... O wpół do dwunastej usłyszano pocztową trąbkę i przed gmachem magistratu ukazał się pocztyljon w biedce.
Zatrzymawszy konia, który wnet zasnął, pocztyljon zlazł z biedy, przekonał się, o ile jego nogi zdolne są do pełnienia zwykłych obywatelskich czynności, i wszedł do mieszkania pana burmistrza.
Tu, w salonie głównym, zebrała się cała rodzina szanownego naczelnika miasta wraz z kasjerem, aptekarzem i kilkoma bardziej zaufanymi Żydkami, którym pani podniesionym głosem opowiadała o niegodziwości sędzinej, dając do zrozumienia, że gdyby nie prośby jej, pani burmistrzowej, to już jej mąż, pan burmistrz, zgubiłby podsędka z żoną wobec władzy i ciupasem na miejsce urodzenia odesłał.
Pan kasjer, jedząc chleb ze świeżą trybulką a starem masłem, potakiwał burmistrzowej, Mania myślała o czem innem, Żydki kiwali brodami, spoglądając na burmistrza, a burmistrz starał się udawać głupiego, z czem było mu bardzo do twarzy.
W takiej właśnie chwili ukazał się na progu pocztyljon, mówiąc:
Śtafeta do wielmożnych państwa... Niech będzie pochwalony!...
Burmistrz skamieniał, obecni spojrzeli po sobie niespokojnie, a burmistrzowa rzuciła się na pocztyljona i wydarła mu depeszę, wołając:
Telegraf... z Warszawy!... Boże!... Boże!... ja Ci teraz dziękuję, żeś moich próśb wysłuchał!...
— Więc wygraliśmy? — spytała Mania.