Strona:PL Bolesław Prus - Nowele, opowiadania 01.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Z temi słowy podał mu dwa rogi chustki.
— A ja jestem Filip... buchalter, ale co to wszystko znaczy?
— To znaczy, że jeżeli pan wyciągniesz węzełek, w takim razie wyskoczysz z wagonu w czasie biegu, jeżeli nie wyciągniesz, to ja wyskoczę...
— A jeżeli wyciągnę i nie wyskoczę?
— W takim razie będę miał honor wyrzucić pana przez okno.
— Więc to amerykański pojedynek? — zawołał pan Filip.
— Tak! — odpowiedział spokojnie właściciel długich faworytów.
— I z jakiego powodu, mój panie?
— Gdym wsiadał do wagonu, wyraziłeś pan w swoim języku życzenie, aby nas wszystkich pioruny spaliły, na co zgodzić się nie mogę.
— To prawda, panie!... Uniosłem się, ponieważ nie lubię towarzystwa w podróży.
— A ja się obraziłem, ponieważ nie lubię, aby mnie przeklinano.
Buchalter złapał się za głowę.
— Łaskawy panie! — zawołał, czy niema innego sposobu załatwienia tej przykrej sprawy?
— Bardzo wątpię! — odparł Pimperlok — chyba, że pan odwołasz to, coś powiedział.
— Ależ odwołuję!... odwołuję!...
— Więc nie pragniesz pan, ażeby mnie i innych podróżnych piorun spalił?
— Nie pragnę, nie!... Panie, idźmy, bo już dzwonią.
— Ani konduktorów, ani maszynistów...
— Ani jednych, ani drugich! — odparł buchalter.
John William Pimperlok ukłonił się sztywnie i odparł:
— W takim razie, ponieważ pan lubisz samotność, wyniosę się do innego wagonu...