Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/373

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dzisiaj, no a ja, dalibóg mam na nią apetyt, który także coś wart...“
Wtem przeszła obok niego jakaś szatynka z fijołkowemi oczyma i twarzą dziecka, a Wokulski spostrzegł ze zdziwieniem, że i ta mu się podoba.
O kilkanaście kroków od swojego domu usłyszał wołanie.
— Hej! hej!... Stachu!...
Wokulski odwrócił głowę i pod werendą cukierni zobaczył Szumana. Doktor zostawił niedokończoną porcyą lodów, rzucił na stół srebrną czterdziestówkę i wybiegł do niego.
— Idę do ciebie — mówił Szuman, biorąc go pod rękę. — Wiesz co, że dawno już nie miałeś tak byczej miny... Założę się, że wrócisz do spółki i porozpędzasz tych parchów... Co za fizyognomia... co za oko... Dziś dopiero poznaję dawnego Stacha!...
Minęli bramę, schody i weszli do mieszkania.
— A ja w tej chwili myślałem, że grozi mi jakaś nowa choroba... — rzekł Wokulski ze śmiechem. — Chcesz cygaro?
— Dlaczego grozi?
— Wyobraź sobie, że może od godziny, ogromne wrażenie robią na mnie kobiety... Jestem przestraszony...
Szuman roześmiał się na cały głos...
— Pyszny jesteś... Zamiast wydać obiad na znak radości, to ten się boi... A cóż ty myślisz,