Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/274

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ron nie wynajmowałby złego mieszkania. Czy mogę dać zadatek?
— Proszę — odpowiada baron. — A ponieważ pan ufasz mi na słowo, więc i ja nie będę żądał bliższych informacyj...
— O, jeżeli pan baron życzy sobie...
— Między ludźmi dobrze wychowanymi wystarcza wzajemne zaufanie — odparł baron. — Mam więc nadzieję, że ani ja, ani moja żona, a nadewszystko moja żona, nie będzie miała powodu skarżyć się na panów...
Młody człowiek gorąco ścisnął go za rękę.
— Daję panu słowo — rzekł — że nigdy nie zrobimy przykrości pańskiej żonie, która może niesłusznie uprzedziła się...
— Dość! dość!... panie — przerwał baron. Wziął zadatek i wydał kwit.
Po wyjściu młodzieńca wezwał do siebie Maruszewicza.
— Nie wiem — rzekł strapiony baron — czy nie palnąłem głupstwa... bo lokatora już mam, ale, sądząc z opisu, obawiam się, czy nie będzie nim jeden z tych młodych ludzi, których właśnie wypędziła moja żona...
— Wszystko jedno! — odparł Maruszewicz — byle zgóry płacili.
Na drugi dzień zrana wprowadzili się do pokoiku trzej młodzi ludzie, ale tak cicho, że nikt ich nawet nie widział. Nikt nawet nie uważał, że