Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/247

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— A... to jedź... — poradził mu pan Tomasz.
— Ale pocóż ma pan tu zostawać? — zawołała panna Izabela... — Musi pan czekać na pociąg, a w takim razie lepiej niech pan jedzie z nami naprzeciw niego. Będziemy jeszcze parę godzin razem...
— Bela wybornie radzi — wtrącił pan Tomasz.
— Nie, panie — odpowiedział Wokulski. — Wolę ztąd pojechać na lokomotywie, aniżeli tracić parę godzin.
Panna Izabela przypatrywała mu się szeroko otwartemi oczyma; w tej chwili spostrzegła w nim coś zupełnie nowego i zainteresował ją...
„Jaka to bogata natura!“ — pomyślała.
W ciągu paru minut Wokulski bez powodu spotężniał w jej oczach, a Starski wydał się małym, zabawnym.
„Ale dlaczego on zostaje? Zkąd się tu wziął telegram?...“ — mówiła w sobie i po nieokreślonym niepokoju, ogarnęła ją trwoga.
Wokulski znowu zwrócił się ku bufetowi, aby znaleść posługacza, który wyjąłby mu rzeczy, i zetknął się ze Starskim.
— Co panu jest?... — zawołał Starski, wpatrując się w niego przy świetle padającem z sali.
Wokulski wziął go pod ramię i pociągnął za sobą wzdłuż peronu.
— Niech pana to nie gniewa, panie Starski, o to