Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/228

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

łem... Znowu mnie ramię kochane otoczy... Zbudzę się — myśląc, że chwilkę drzemałem, całując lica, patrząc w twoje oczy...“
W kilka dni wpadł do niego baron Krzeszowski.
— Byłem już u pana dwa razy! — zawołał, majstrując około binokli, które zdaje się stanowiły jedyny kłopot jego życia.
— Pan?... — spytał Wokulski. I nagle przypomniał sobie opowiadanie Rzeckiego i to, że na swym stole znalazł wczoraj dwa bilety barona.
— Domyśla się pan, z czem przychodzę? — mówił baron. — Panie Wokulski, czy mam przeprosić pana za mimowolną krzywdę?...
— Ani słowa więcej, baronie!... — przerwał Wokulski, ściskając go... — Drobna to sprawa. Zresztą, gdybym nawet utargował na pańskiej klaczy dwieście rubli, czy potrzebowałbym się z tem kryć?...
— To prawda!... — odparł baron, uderzając się w czoło. — Że też mi wcześniej nie przyszła podobna myśl... A propos' zarobku, czy nie wskazałbyś mi pan sposobu szybkiego zbogacenia się?... Potrzebuję na gwałt stu tysięcy rubli w ciągu roku...
Wokulski uśmiechnął się...
— Śmiejesz się pan, mój kuzynie (bo sądzę, że już mogę pana tak nazywać)? Śmiejesz się,