Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/207

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

dobny sposób i czy mogłaby na tem poprzestać, to już inna sprawa.
Wokulski ujął ją za rękę.
— Pani droga — szepnął — cofam wszystko, com powiedział z powodu tego Molinarego... Przysięgam pani, że czczę pannę Izabelę i że największem dla mnie nieszczęściem jest moje nierozważne słowo... Teraz dopiero widzę, czego się dopuściłem, mówiąc to...
Był tak wzruszony, że pani Wąsowskiej żal go się zrobiło.
— No, no — rzekła — niech pan się uspokoi i nie przesadza... Pod słowem honoru (choć kobiety podobno nie mają honoru), zapewniam pana, że to, o czem mówiliśmy, zostanie między nami. Zresztą jestem pewna, że nawet Bela przebaczyłaby panu jego wybuch. Byłato niegodziwość, ale... zakochanym wybacza się nietakie niegodziwości!...
Wokulski ucałował jej obie ręce, które mu wydarła.
— Proszę się do mnie nie umizgać, bo dla zakochanej kobiety mężczyzna jest ołtarzem... A teraz wysiadaj pan, idź o tam, do Beli i...
— I co pani?
— I przyznaj, że umiem dotrzymywać obietnic.
Głos jej drgnął, ale Wokulski nie spostrzegł tego. Wyskoczył z karety i pobiegł do kamienicy zajmowanej przez pana Łęckiego, gdzie właśnie stanęli.