Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/155

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Wokulskiemu zaczęło robić się ciemno w oczach. Więc wstał i, pożegnawszy towarzystwo, wybiegł na ulicę.
„Nie rozumiem tej kobiety! — pomyślał. — Kiedy ona jest sobą, z kim ona jest sobą?..."
Ale po przejściu paruset kroków na mrozie, ochłonął.
„W rezultacie — myślał — cóż w tem nadzwyczajnego? Musi żyć z ludźmi, do których nawykła; a jeżeli z nimi żyje, musi słuchać ich błazeńskiej rozmowy. Co ona zaś temu winna, że jest piękna jak bóstwo i że dla każdego jest bóstwem?... Chociaż... gust do podobnego towarzystwa... Ach, jakiż ja jestem nikczemny, zawsze i zawsze nikczemny!...“
Ile razy po wizycie u panny Izabeli, jak dokuczliwe muchy rzucały się na niego wątpliwości, biegł do pracy. Przeglądał rachunki, uczył się angielskich słówek, czytał nowe książki. A gdy i to nie pomagało, szedł do pani Stawskiej, u niej spędzał cały wieczór i dziwna rzecz, w jej towarzystwie znajdował, jeżeli nie zupełny spokój, to przynajmniej ukojenie...
Rozmawiali o rzeczach najzwyklejszych. Najczęściej ona opowiadała mu o tem, że w sklepie Milerowej interesa idą coraz lepiej, ponieważ ludzie dowiedzieli się, że sklep ten w większej części należy do pana Wokulskiego. Potem mówiła, że Helunia robi się coraz grzeczniejsza, a jeżeli