Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Cały dzień upłynął mi marnie; nawet parę razy omyliłem się w rachunkach. Wtem, kiedym już myślał o zamknięciu sklepu, zjawił się Stach... Zdawało mi się, że przez parę tych dni schudł... Obojętnie przywitał się z naszymi panami i zaczął przewracać w biurku.
— Szukasz czego? — spytałem.
— Czy nie było tu listu od księcia?... — odparł, nie patrząc mi w oczy.
— Odsyłałem ci wszystkie listy do mieszkania...
— Wiem, ale mógł się który zostać, zarzucić...
Wolałbym rwać ząb, aniżeli usłyszeć to pytanie. Więc Szuman miał racyą: Stach gryzie się, że go książe na bal nie zaprosił!
Gdy sklep zamknięto i panowie wyszli, Wokulski rzekł:
— Co dziś robisz ze sobą? Nie zaprosiłbyś mnie na herbatę?
Naturalnie zaprosiłem go z radością i przypomniałem sobie dobre czasy, kiedy Stach przepędzał u mnie prawie każdy wieczór. Jakże daleko te czasy! Dziś, on był posępny, ja zakłopotany i choć obaj mieliśmy sobie dużo do powiedzenia, żaden z nas nie patrzył drugiemu w oczy. Nawet zaczęliśmy rozmawiać o mrozie i dopiero szklanka herbaty, w której było pół szklanki araku, rozwiązała mi trochę usta.
— Wciąż mówią — odezwałem się, — że sprzedajesz sklep.