Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/105

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

lała dziesięciu, nawet w znakomicie większych dozach.
— Cóżto za kobieta?
— Jak setki i tysiąc innych! Piękna, rozpieszczona, ale bez duszy. Dla niej Wokulski tyle wart, o ile ma pieniądze i znaczenie: jest dobry na męża, naturalnie w braku lepszego. Ale na kochanków, to już ona wybierze sobie takich, którzy do niej więcej pasują.
A tymczasem on — prawił Szuman — czy to w piwnicy Hopfera, czy to na stepie, tak się karmił Aldonami, Grażynami, Marylami i tym podobnemi chimerami, że w pannie Łęckiej widzi bóstwo. On się już nietylko kocha, ale uwielbia ją, modli się, padałby przed nią na twarz... Przykre go czeka zbudzenie!... Bo choć to romantyk pełnej krwi, jednak nie będzie naśladować Mickiewicza, który nietylko przebaczył tej, co z niego zadrwiła, ale jeszcze tęsknił do niej po zdradzie, ba! nawet ją unieśmiertelnił... Piękna nauka dla naszych panien: jeżeli chcesz być sławną, zdradzaj najgorętszych wielbicieli!... My, polacy, jesteśmy skazani na głupców nawet w tak prostej rzeczy, jak miłość...
— I myślisz doktor, że Wokulski będzie taki błazen?... — spytałem, czując, że burzy się we mnie krew, jak pod Vilagos.
Szuman aż skoczył na krześle.
— O do licha, nie!.. — zawołał. — Dziś może