Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom3.djvu/027

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

wisiała nad głową intrygantki, w postaci śledzia, który wysuwał się z lufcika na trzeciem piętrze. Śledzia owego trzymała jakaś tajemnicza ręka odziana w granatowy rękaw ze srebrnym galonem; zpoza ręki zaś cokilka sekund wychylała się mizerna twarz ze złośliwym uśmiechem.
Nietrzeba było mojej przenikliwości, ażeby zgadnąć, że był to jeden z niepłacących komornego studentów, który tylko czekał na ukazanie się baronowej w lufciku, ażeby na nią puścić śledzia.
Ale baronowa była ostrożna, więc mizerny studencina nudził się.
Przekładał opatrznościowego śledzia z jednej ręki do drugiej i, zapewne dla zabicia czasu, robił bardzo nieprzystojne miny do dziewcząt z paryskiej pralni.
Właśnie kiedy zastanawiałem się, że zamach, przygotowywany na baronowę przez studenta ze śledziem spełznie na niczem, Wokulski wstał z krzesła i zaczął żegnać damy.
— Tak prędko panowie odchodzą! — szepnęła pani Stawska i w tej chwili ogromnie zmięszała się.
— Może panowie będą łaskawi częściej... — dodała pani Misiewiczowa.
Ale safanduła Stach, zamiast poprosić panie, ażeby pozwoliły mu bywać codzień, albo nawet ażeby go stołowały, (co ja niezawodnie powiedziałbym, będąc na jego miejscu), ten... ten dziwak