Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/489

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

i przepraszam... tak im odpowiadał, że wstyd państwu powtórzyć...
Dobrał się nareszcie mój kowal do złotego łóżka, gdzie już nawet poczwary nie miały dostępu, ino stanęły wkoło, kłapiący zębami. On zaraz zobaczył w głowie panny złotą szpilkę, szarpnął i wyciągnął ją do połowy...
Aż krew trysnęła... Wtem panna łapie go rękami za surdut i woła z wielkim płaczem:
— Czego mi ból robisz człowieku!...
Wtedy dopiero kowal się zląkł... Zatrząsł się i ręce mu opadły. Strachom tego tylko było trzeba. Który miał największy pysk, skoczył na kowala i tak go kłapnął, że krew trysnęła przez okno i poplamiła kamienie, co państwo na własne oczy widzieli. Ale przytem bestya wyłamał sobie ząb duży jak pięść, co go później mój dziaduś znalazł w potoku.
Od tej pory kamień zatkał okno do podziemiów, że go już nikt znaleść nie może. Potok wysechł, a panna została w otchłani napół rozbudzona. Płacze teraz już tak głośno, że ją czasem i pastuchy słyszą na łąkach i będzie płakać wiek wieków.
Węgiełek skończył. Panna Izabela spuściła głowę i końcem parasolki rysowała jakieś znaki na gruzach. Wokulski nie śmiał spojrzeć na nią...
Po długiem milczeniu odezwał się do Węgiełka:
— Ciekawa jest twoja historya... ale, po-