Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/488

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

żebyś się nie zląkł; złe nie ima się niebojącego człowieka.
— A powiedźcież mi — mówi kowal — jak poznać, że człowieka strach zdejmuje?...
— Takiś ty?... — mówi baba. — No to już idź do otchłani, a jak wrócisz, o mnie pamiętaj.
Dwa miesiące chodził kowal do potoku, a na tydzień przed świętym Janem wcale się ztąd nie ruszył, tylko czekał. I doczekał. W samo południe kamień odsunął się, a mój kowal z siekierą w garści skoczył w jamę.
Co się tam — mówił dziaduś — koło niego nie działo, włosy na głowie stają. Otoczyły go przecie takie poczwary, że inny umarłby od samego ich wejrzenia. Były — mówił dziaduś — niedopyrze wielkie, jak psy, ale ino wachlowały nad nim skrzydliskami. To zastąpiła mu drogę ropucha, duża jak ot ten kamień, to wąż zaplątał mu się między nogi, a kiedy kowal ciapnął go, wąż zaczął płakać ludzkim głosem. Były wilki takie na niego zajadłe, że co im piana padła z pyska, to buchnęła płomieniem, a w opoce wypalała dziury.
Wszystkie te potwory siadały mu na plecach, chwytały go za surdut, za rękawy, ale żaden nie śmiał go skrzywdzić. Bo widzieli, że się kowal nie boi, zaś przed niebojącym się, złe umyka, jak cień przed człowiekiem. „Zginiesz tu kowalu!...“ wołały strachy, ale on tylko ściskał siekierę w garści