Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/433

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ski przedstawiał się pannie Izabeli inaczej niż dotychczas. Nie był to już jakiś tam kupiec galanteryjny, ale człowiek, który wracał z Paryża, miał ogromny majątek i stosunki, którym zachwycał się baron, którego kokietowała Wąsowska...
Ledwie panna Izabela miała czas przebrać się, do pokoju jej weszła prezesowa.
— Moja Belu — rzekła staruszka, ucałowawszy ją jeszcze raz — dlaczegóżto Joasia nie chce przyjechać do mnie?
— Papo jest niezdrów, więc nie chce go opuszczać.
— Proszę cię... proszę cię, tylko tego mi nie mów... Nie przyjedzie, bo nie chce spotkać się z Wokulskim, oto cały sekret... — mówiła nieco wzruszona prezesowa. — On dla niej wtedy dobry, kiedy sypie pieniądze na jej ochronę... Powiem ci, Belu, że twoja ciotka nigdy już nie będzie mieć rozumu...
W pannie Izabeli odezwały się dawne gorycze.
— Może ciocia nie uważa za stosowne okazywać tylu względów kupcowi — rzekła, rumieniąc się.
— Kupiec!... kupiec!... — wybuchnęła prezesowa. — Wokulscy są tak dobrą szlachtą jak Starscy, a nawet Zasławscy... A co się tyczy kupiectwa... Moja Belu, Wokulski nie sprzedawał tego, co dziadek twojej ciotki... Możesz jej to powiedzieć przy okazyi. Wolę uczciwego kupca,