Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/416

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale je zkądsić bierze do siebie.
— Nie, pani.
— I to mówi pan, taki człowiek niezwykły?
— Gdybym nawet był niezwykłym, to tylko przez cierpienia, nie przez szczęście. A tem mniej nie przez wydatki.
Pod lasem ukazał się tuman kurzu. Pani Wąsowska chwilę popatrzyła, potem nagle zacięła konia i skręciła naprawo, w pole, bez drogi.
— Avanti!... avanti!...
Jechali z dziesięć minut, a teraz Wokulski zatrzymał konia. Stał na wzgórzu, nad łąką tak piękną, jak marzenie. Co w niej było pięknem: czy zieloność trawy, czy kręty zbieg rzeczułki, czy drzewa pochylające się nad nią, czy pogodne niebo? Wokulski nie wiedział.
Ale pani Wąsowska nie zachwycała się. Pędziła z góry na złamanie karku, jakby chcąc zaimponować swemu towarzyszowi odwagą.
Gdy Wokulski powoli zjechał z góry, zwróciła do niego konia i zawołała niecierpliwie:
— Ach panie, czy pan zawsze taki nudny? Przecież nie poto wzięłam pana na spacer, ażeby ziewać. Proszę mnie bawić, tylko zaraz...
Zaraz?... Dobrze. Pan Starski jestto bardzo zajmujący człowiek.
Pochyliła się na siodło, jakby padając wtył i przeciągle spojrzała Wokulskiemu w oczy.
— Ach! — zawołała ze śmiechem — nie spo-