Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

Nagle, zdjęta strachem, chciała gdzieś uciec, czy kogoś zawołać; lecz w tej chwili upamiętała się i poszła do ojca.
Pan Łęcki w pantoflach i płóciennym szlafroku leżał na kanapie i czytał Kuryera. Bardzo czule przywitał się z córką, a gdy usiadła, uważnie przypatrzył się jej i rzekł:
— Czy światło złe w tym pokoju, czy mi się zdaje, że panienka jest nie w humorze?...
— Jestem trochę rozstrojona...
— Właśnie uważam, ale to z gorąca. A powinnaś dziś — dodał, grożąc jej z uśmiechem — powinnaś dziś figlarko dobrze wyglądać, bo ten Kazio, jak mówiła mi wczoraj ciotka, jest do wzięcia...
Panna Izabela milczała, ojciec prawił dalej.
— Prawda, że chłopak trochę zbałamucony ciągłem lataniem po świecie, trochę zadłużony, ale — młody, przystojny, no i szalał za tobą. Joasia ma nadzieję, że prezesowa utrzyma go na wsi przez parę tygodni, a reszta należy już do ciebie... I wiesz, możeby to było nieźle?... Nazwisko piękne, fortuna jakoś zlepi się z różnych kawałków... Przytem człowiek światowy, bywalec, nawet rodzaj bohatera, jeżeli to prawda, że opłynął kulę ziemską.
— Miałam list od Krzeszowskiej — przerwała mu panna Izabela.
— Oo?... cóż pisze ta waryatka.
— Pisze, że nasz dom kupił nie Szlangbaum, ale Wokulski i że zapomocą podstawionych licy-