Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/120

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

W kilka zaś minut po adwokacie, wchodzi do sali nowa grupa osób. Jest tam para małżonków, należących zdaje się do profesyi rzeźniczej, jest stara dama z kilkunastoletnim wnukiem i dwu panów: jeden czerstwy i siwy, drugi kędzierzawy, wyglądający na suchotnika. Obaj mają potulne fizyognomie i podniszczone odzienia, lecz na ich widok żydzi poczynają szemrać i pokazywać palcami z wyrazem podziwu i szacunku.
Obaj stają tak blisko pana Ignacego, że ten mimowoli musi wysłuchać rad, jakich siwy jegomość udziela kędzierzawemu:
— Rób, mówię tobie, Ksawery, jak ja. Ja nie śpieszę się, jak Boga kocham. Już trzy lata, mówię tobie, chcę kupić niewielki domik, ot taki sobie za sto, za dwieście tysięcy, na stare lata, ale nie śpieszę się. Wyczytuję ja sobie, które chaty idą na licytacye, ogląduję ja ich sobie powoli, kalkuluję ja sobie w głowie, a potem, zachodzę ja sobie tu i słucham co ludzie dają. I kiedy, mówię tobie, już nabrałem doświadczenia i w tym roku chciałem już co kupić, ceny jak raz w niepraktykowany sposób skoczyły psiakrew, i muszę nanowo kalkulować!.. Ale jak we dwu poczniem się przysłuchiwać, to, mówię tobie, ubijemy interes...
— Czycho!... — zawołano od stołu.
W sali ucichło, a pan Ignacy słucha opisu kamienicy, położonej tu i tu, mającej trzy oficyny i trzy piętra, plac, ogród i t. d. W trakcie tego