Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/092

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

baum, z czerwonemi oczyma i wyrazem zajadłości na twarzy, kręcił się jak zwykle, skacząc po drabince, albo nurzając się między sztukami perkalu. Tak już przywykł do swojej gorączkowej roboty, że choć nie było interesantów, on ciągle wydostawał jakąś sztukę, odwijał i zawijał, ażeby następnie umieścić ją na właściwem miejscu.
Zobaczywszy pana Ignacego, Szlangbaum zawiesił swoję jałową pracę i otarł pot z czoła.
— Ciężko, co?... — rzekł.
— Bo poco pan przekładasz te graty, skoro niema gości w sklepie? — odparł Rzecki.
— Bah!... gdybym tego nie robił, zapomniałbym gdzie co leży... stawy zaśniedziałyby w członkach... Zresztą — jużem przywykł... Pan ma jaki interes do mnie?...
Rzecki stropił się na chwilę.
— Nic... Tak, chciałem zobaczyć, jak panu tu idzie — odpowiedział pan Ignacy rumieniąc się, o ile to było możliwe w jego wieku.
„Czyżby i on mnie posądzał i śledził?... — błysnęło w głowie Szlangbaumowi i gniew go ogarnął. „Tak, ma ojciec racyą... Dziś wszyscy huzia! na żydów. Niedługo już trzeba będzie zapuścić pejsy i włożyć jarmułkę...“
„On coś wie!“ — pomyślał Rzecki i rzekł głośno:
— Podobno... podobno szanowny ojciec pań-