Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/047

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeżeli pan nie okaże nad nim litości. Ja mówię: „nie bądźcie głupi, nie żabijajcie się, poczekajcie... Nasz stary ma miętkie szercze...“ A on gada; „Ja se też tak kalkuluję, ale zawsze będzie heca, bo mi choć trochę strącą, a tu syn idzie na medyka, a tu starość chwyta człowieka za poły...“
— Proszę cię, idź spać — przerwał mu Wokulski.
— Pójść, pójdę — odparł z gniewem służący, — ale u pana to taka służba, że gorzej niż w kryminale: nawet szpać nie można iść, kiedy się chce...
Zabrał list i wyszedł.
Na drugi dzień, około dziewiątej rano, służący obudził Wokulskiego, donosząc mu, że czeka Wysocki.
— Niech-no wejdzie.
Po chwili wszedł furman. Był przyzwoicie ubrany, miał czerstwą cerę i wesołe spojrzenie. Zbliżył się do łóżka i ucałował Wokulskiemu ręce.
— Mój Wysocki, podobno przy twojem mieszkaniu jest wolny pokój?
— A tak wielmożny panie, bo mi stryjek umarł, a jego bestye lokatorzy nie chciały płacić, więcem wygnał. Na wódkę, to łobuz ma, a na komorne go nie stać...
— Ja wynajmę od ciebie ten pokój — mówił Wokulski — tylko trzeba go odczyścić...
Furman patrzył na Wokulskiego zdziwiony.
— Będzie tam mieszkać młoda szwaczka —