Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom2.djvu/045

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

ćwiczeniami i zaczął pisać zdania, wymawiając je półgłosem i usiłując jak najdokładniej naśladować nauczyciela swego pana Wiliama Colinsa.
W kilkuminutowych zaś przerwach myślał to o jutrzejszej wizycie u barona Krzeszowskiego i o sposobie wydobycia go z długów, to o Obermanie, którego wybawił z nieszczęścia.
„Jeżeli błogosławieństwo ludzkie ma jaką wartość — mówił do siebie — cały kapitał błogosławieństw Obermana, wraz ze składanym procentem, ceduję jej...“
Potem przyszło mu na myśl, że nie jestto zbyt świetnym prezentem dla panny Izabeli — uszczęśliwić jednego tylko człowieka. Całego świata — nie może; ale wartoby, z okazyi bliższego poznania się z panną Izabelą, podźwignąć bodaj kilka osób.
— Drugim będzie Krzeszowski — myślał — ale ratować takich zuchów — żadna zasługa... Aha!...
Uderzył się ręką w czoło i, porzuciwszy ćwiczenia angielskie, wydobył archiwum swoich korespondencyi prywatnych. Była-to safianowa okładka, gdzie podług dat, umieszczał nadchodzące listy, których spis znajdował się na początku.
— Aha! — mówił — list mojej Magdalenki i jej opiekunek, stronica 603...
Znalazł stronicę i z uwagą przeczytał dwa listy: jeden pisany elegancko, drugi — jakby go