Strona:PL Bolesław Prus - Lalka Tom1.djvu/425

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ciotka mówiła, że za kamienicę nikt nie da więcej nad sześćdziesiąt...
— Ach, ciotka!... — oburzył się pan Tomasz. — Ona zawsze mówi to, co mogłoby mnie zmartwić, albo poniżyć. Sześćdziesiąt tysięcy daje Krzeszowska, która utopiłaby nas w łyżce wody... mieszczanka!... Ale, rozumie się, ciotka jej potakuje, bo tu chodzi o mój dom, o moje stanowisko...
Zarumienił się i zaczął sapać; lecz nie chcąc gniewać się przy córce, pocałował ją w czoło i poszedł do swego gabinetu.
„A może ojciec ma racyą?... — myślała panna Izabela. — Może on naprawdę jest praktyczniejszy od wszystkich, którzy go tak surowo sądzą? Przecież ojciec pierwszy poznał się na tym... Wokulskim... A jednak cóż za gbur z tego człowieka. Nie przyszedł do Łazienek, choć prezesowa z pewnością musiała go zaangażować. Zresztą może i lepiej: piękniebyśmy wyglądały, gdyby spotkał nas kto znajomy, na spacerze z kupcem galanteryjnym!“
Przez parę dni następnych panna Izabela słyszała tylko o Wokulskim. Salony rozbrzmiewały jego nazwiskiem. Marszałek przysięgał że Wokulski musi pochodzić ze starożytnego rodu, a baron, znawca męskiej piękności (po pół dnia spędzał przed lustrem), twierdził, że Wokulski jest — „wcale... wcale...“ Hrabia Sanocki zakładał się, że jestto