— Nieszczęście się stało, panie pułkowniku dobrodzieju — dodał gospodarz. — Zrobiliśmy głupstwo, zaczepiając Joela, bo inaczej sprawaby przyschła, a tak... och, Maryja!...
— A wy, szachraje! — zawołałem — więc myślicie, że wam zapłacę choć jeden grosz więcej nad obiecane dwadzieścia rubli?
— Wolna wola jaśnie pana! Jaśnie pan zapłaczi, to dobrze, a nie zapłaczi, to ja jaśnie pani proces wytoczę — odpowiedział Joel.
— Co tam twój proces! — zgromił go Markierowicz, a potem szepnął mi do ucha: — Ja myślę, proszę pana pułkownika, że byle się tylko pani majorowa nie dowiedziała o naszym figlu, to zresztą wszystko bagatela... Och, Maryja...
Spotniałem jak mysz, wysłuchawszy ostatniego argumentu. Masz, stary niedołęgo! — pomyślałem — masz naśladowanie Bismarka... Teraz albo płać, albo za parę tygodni nazwą cię intrygantem!
W kwadrans potem sprzymierzeńcy moi, panowie: oberżysta Markierowicz i Joel faktor opuścili numer, unosząc z sobą weksel na tysiąc złotych![1]
O, majorowo, majorowo!... I jakież złe wiatry przyniosły cię do mojego domu?... Opuściłem gospodarstwo w czasie najważniejszym, straciłem tysiąc złotych, nairytowałem się i jeszcze mi sumienie dokucza, — a wszystko przez ciebie!
— Konie jaśnie pana są gotowe — zameldował w tej chwili numerowy.
Łatwo pojąć, z jak ponuremi myślami siadałem do bryczki i z jaką wściekłością po raz ostatni spojrzałem na hotelowy korytarz, na progu którego nagle ukazał się zapomniany już przeze mnie, pomimo całej jego wielkości, znakomity socjolog Postępowicz, z węzełkiem w ręku.
— A cóż, panie — spytałem — jedziemy?
— Alea jacta est! — mruknął szczupły literat i rzuciwszy
- ↑ 1000 złotych reńskich = ok. 160 rubli.