Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/133

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

jeszcze ogląda się moja przyjaciółka? bo przecie już nam wszyscy radzili!... Aha! zdaje mi się, że wschodzi kawałek księżyca... Gdyby mnie zapytano: czy wierzę w istnienie gór na księżycu? odpowiedziałbym... no, odpowiem tak: moja pani, wyjeżdżaj stąd, bo życie w mieście jest bardzo drogie, bo lato przyjemniejsze na wsi, bo... Aj, do licha!... już widzę drzwi od numeru majorowej... Wejść, czy nie wejść?... Zdaje się, że mam dostateczny zapas zimnej krwi... Ależ tak! nigdy nie czułem się energiczniejszym jak dzisiaj, choć coprawda wolałbym w tej chwili stać przed pruskiemi baterjami... No, śmiało! przecież chyba nie jestem zmieszany?... Ależ tak, ależ tak!... Gdyby zamiast olejnej farby przybijano na drzwiach zwierciadła, jestem pewny, że w tej chwili ujrzałbym przed sobą mężczyznę o bardzo miłej powierzchowności, na którego twarzy obok wyrazu niezachwianego spokoju zarysowuje się dobrotliwy uśmiech... No, raz... dwa... trzy!...
Wchodzę... wszedłem... O nieba! pokój majorowej podobniejszym jest do świeżego pobojowiska, niż do gabinetu, w którym mają się toczyć przyjacielskie układy!
Osądźcie sami:
Na środku klęczy Soterek z twarzą wprawdzie zapłakaną, lecz nie zdradzającą bynajmniej usposobienia do pobożnych rozmyślań; natomiast stojące obok krzesełko wygląda tak, jakby ktoś na niem chciał upoziomować istotę ludzką, wbrew jej najusilniejszej protestacji...
Majorowa w pozycji półleżącej zajmuje kanapę: ma minę zwycięskiego wodza, który w świeżo stoczonej bitwie, straciwszy większą połowę najlepszych żołnierzy, dostał bólu głowy i leczy się okładami z octu. Obok niej dwa połamane kije zdają się z oznakami największego przerażenia oczekiwać chwili, w której znowu wprawna ręka energicznej damy zmusi je do najściślejszych stosunków z zaokrągloną zewnętrznością płochego Socia.
— Patrzaj, pułkowniku! — wrzasnęła, ujrzawszy mnie,