Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ba, pozwolić!... jeszcze czego?... Pan Postępowicz sam kazał, coby ja lazł — wtrącił nachmurzony wnuczek.
— Chy... co ja słyszę?... Ot i trzymajże tu nauczyciela z uniwersytetu i literata! Ot i płać mu trzydzieści rubli za wakacje. Kyrje elejson, Chryste, czy kto widział coś podobnego!
Tak nieprzyzwoicie zaatakowany pedagog wzniósł głowę dogóry, odgarnął ręką długie włosy i, stojąc na środku pokoju, odpowiedział z godnością:
— Kiedym się zgodził przez czas feryj letnich zabawić w domu pani jako nauczyciel jej wnuka, zastrzegłem sobie, aby mi nikt w tej uciążliwej pracy nie przeszkadzał. Uczyniłem zaś tak, wiedząc zgóry, że metoda wychowania, którą pani uznajesz, i metoda wychowania moja, o której napisałem trzy artykuły, pochlebnie przez krytykę przyjęte, — są to dwa najzupełniej sprzeczne żywioły...
— Proszę pana, a co będzie z gołębnikiem? — zawołał przez okno karbowy.
— Ustawcie go w tem samem miejscu — odparłem, drżąc z obawy, aby przez tę krótką chwilę natchnienie nie odbiegło wielkiego mówcy.
Gniew majorowej widocznie topniał.
— Pani — ciągnął pedagog — uważasz za podstawę nauki martwą literę i pragniesz rozwinąć tylko rozum swojego wnuka, — ja chcę kształcić zmysły zapomocą żywej przyrody, a pamiętając, że duch człowieczy przedstawia się nam w trojakiej formie: jako rozum, jako uczucie i jako wola, — usiłuję w wychowańcu moim trzy te kierunki równomiernie rozwinąć.
— No, wszystko to jest prawda — rzekła staruszka, udając głębokie przeświadczenie — ale poco pan kazał Sotusiowi włazić na gołębnik?
— Poto, szanowna pani, aby drogą stosownych ćwiczeń