Strona:PL Bolesław Prus - Kłopoty babuni.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Jezus!... mój Socio!...
Machinalnie zwróciłem się do okna, przy którem z załamanemi rękami stała już szanowna moja przyjaciółka. Oto com ujrzał:
Na dziedzińcu leżał przewrócony gołębnik, obok którego stał Socio z miną ucznia, przysposabiającego się do bardzo drażliwej pedagogiczno-karnej operacji. Obok — Postępowicz, Pawełek, dziewki, parobcy i kilka psów tworzyli malowniczą grupę, nad głowami której unosiło się szeleszczące stado gołębi. Wyjrzałem lepiej: jaja były potłuczone, a żółte pisklęta w najwyższym nieporządku rozsypane. I któż zgadnie boleść, jaka przeszywała serca tych mnożnych i łagodnych ptaków, patrzących z wysokości na zniszczony owoc tylu zabiegów i wysileń?
— Ach, wisielcze jakiś — wołała tymczasem poważna dama na rozpustnego wnuka — chmyzie niegodny!... I coś ty zrobił, żeby cały gołębnik obalić na siebie? Chodź mi tu zaraz, niegodne dziecko, zakało rodu ludzkiego, najcięższa zgryzoto moja!... Jak amen w pacierzu zabiłoby go na śmierć... ach, ja nieszczęśliwa!...
Ze spuszczoną głową ruszył Sotuś do stroskanej babki, zpodełba patrząc na swego nauczyciela i Pawełka, którzy w przyzwoitym dystansie asystowali mu, nastroiwszy miny odpowiednio do ważności wypadku.
— Ja tobie dam! — obiecywała majorowa wchodzącemu wnukowi — ja tobie dam!... To ci zdrowie niemiłe, ty złoczyńco jakiś?... to chcesz mi narobić jeszcze więcej kłopotów?... Gadaj zaraz, jak to było? ty... ty... smoku obmierzły!...
— Ja bo chciał wkarabkać się na słup, a on wziął i przewalił się — objaśniał Socio.
— Nieszczęście!... A poco tobie na słup, ty szatanie jakiś? Panie Postępowiczu — zwróciła się z dalszym ciągiem do wchodzącego literata — jak mogłeś pozwolić, aby taki straszny dureń lazł na słup?