Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/238

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

ośmieliłby się w ten sposób wyrażać o władcy... Ale udał, że nie uważa.
Starym człowiekiem, którego zatrzymała warta, był fenicki książę Hiram. Miał na sobie okryty kurzem płaszcz żołnierski, a sam był zmęczony i zirytowany.
Tutmozis kazał go przepuścić, a gdy obaj znaleźli się w ogrodzie, rzekł mu:
— Sądzę, że wasza dostojność wykąpiesz się i przebierzesz, zanim wyjednam ci posłuchanie u jego świątobliwości?
Hiramowi najeżyły się siwe brwi i jeszcze mocniej krwią nabiegły oczy.
— Po tem, co już widziałem — odparł twardo — mogę nawet nie żądać posłuchania...
— Masz przecie listy arcykapłanów do Asyrji...
— Naco wam te listy, skoro pogodziliście się z kapłanami?...
— Co wasza dostojność wygadujesz? — rzucił się Tutmozis.
— Ja wiem, co mówię!... — rzekł Hiram. — Dziesiątki tysięcy talentów wydobyliście od Fenicjan, niby na uwolnienie Egiptu z mocy kapłańskiej, a dziś za to rabujecie nas i mordujecie... Zobacz, co się dzieje, od morza do pierwszej katarakty: wszędzie wasze pospólstwo ściga Fenicjan jak psów, bo taki jest rozkaz kapłanów...
— Oszalałeś, Fenicjaninie!... W tej chwili nasz lud zdobywa świątynię Ptah w Memfis...
Hiram machnął ręką.
— Nie zdobędzie jej! — odparł. — Oszukujecie nas, albo sami jesteście oszukani... Mieliście przedewszystkiem zdobyć Labirynt i jego skarbiec, i to dopiero w dniu 23-cim Paofi... Tymczasem dziś marnujecie siły pod bóżnicą Ptah, a Labirynt przepadł...
Co się tu dzieje?... Gdzież tu rozum?... — ciągnął wzburzony Fenicjanin. — Naco te szturmy do pustych gmachów?...