Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/205

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

W parę godzin po zachodzie słońca zebrali się arcykapłani i ich najwierniejsi stronnicy w świątyni Ptah. Był dostojny Herhor, Mefres, Mentezufis, trzech nomarchów i najwyższy sędzia z Tebów.
— Straszne czasy! — odezwał się sędzia. — Wiem z pewnością, że faraon chce podburzyć motłoch do napadu na świątynie...
— Słyszałem — odezwał się nomarcha Sebes — że wysłano rozkaz do Nitagera, ażeby przybiegł czem prędzej z nowemi wojskami, jakby już i tych nie było dosyć!...
— Komunikacja między Dolnym i Górnym Egiptem przecięta od wczoraj — dodał nomarcha Aa. — Na gościńcach stoi wojsko, a galery jego świątobliwości rewidują każdy statek płynący Nilem...
— Ramzes XIII-ty nie jest „świątobliwością“ — wtrącił oschle Mefres — gdyż nie otrzymał korony z rąk bogów.
— Wszystko to byłyby drobiazgi — odezwał się najwyższy sędzia. — Gorszą jest zdrada... Mam poszlaki, że wielu młodszych kapłanów sprzyja faraonowi i o wszystkiem donosi mu...
— Są nawet tacy, którzy podjęli się ułatwić wojsku zajęcie świątyń — dodał Herhor.
— Wojsko ma wejść do świątyń?... — zawołał nomarcha Sebes.
— Taki ma przynajmniej rozkaz na 23-go — odparł Herhor.
— I wasza dostojność mówisz o tem spokojnie?... — zapytał nomarcha Ament.
Herhor wzruszył ramionami, a nomarchowie zaczęli spoglądać po sobie.
— Tego już nie rozumiem!... — odezwał się prawie z gniewem nomarcha Aa. — Świątynie mają zaledwie kilkuset żołnierzy, kapłani zdradzają, faraon odcina nas od Tebów i podburza lud, a dostojny Herhor mówi o tem, jakby nas zapraszał na ucztę... Albo brońmy się, jeżeli jeszcze można, albo...