Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/182

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

— To nie był Ramzes! — odparł stanowczo. — To był człowiek bardzo podobny do niego, podły Grek, Lykon, który zabił mu syna, a dziś znajduje się w mocy arcykapłanów!... To nie Ramzes!... To występek tych nikczemników, Herhora i Mefresa...
Na twarzy królowej błysnęła nadzieja, lecz tylko na chwilę.
— Czyliżbym nie poznała mego syna?...
— Lykon ma być nadzwyczajnie podobny — rzekł Tutmozis. — To sprawa kapłanów... Nikczemni!... Śmierci za mało dla nich...
— Więc faraon spał dzisiejszą noc w domu? — nagle zapytała pani.
Tutmozis zmieszał się i spuścił oczy.
— Więc nie spał?...
— Spał... — odrzekł niepewnym głosem ulubieniec.
— Kłamiesz!... — Ale powiedz mi przynajmniej, czy nie miał kaftana w białe i niebieskie pasy?...
— Nie pamiętam... — szepnął Tutmozis.
— Znowu kłamiesz... A ten płaszcz... powiedz, że to nie jest płaszcz mego syna... Mój niewolnik znalazł go na tem samem drzewie...
Pani zerwała się i wydobyła ze skrzyni brunatny płaszcz z kapturem. Jednocześnie Tutmozis przypomniał sobie, że faraon wrócił po północy, bez płaszcza, a nawet tłomaczył się przed nim, że płaszcz zginął mu gdzieś w ogrodzie.
Wahał się, myślał, wkońcu odparł stanowczo:
— Nie, królowo. To nie był faraon... To był Lykon i zbrodnia kapłanów, o której natychmiast trzeba powiedzieć jego świątobliwości...
— A jeżeli to Ramzes?... — znowu spytała pani, choć w jej oczach już było widać iskrę nadziei.
Tutmozis się stropił. Domysł jego co do Lykona był mądry i mógł być słuszny; lecz nie brakło poszlak, że królowa widziała Ramzesa. Wszak wrócił do swego mieszkania po pół-