Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/126

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ IX.

Opuściwszy Abydos, Ramzes XIII-ty popłynął wciąż wgórę rzeki do miasta Tan-ta-ren (Dendera) i Kaneh, które leżały prawie naprzeciw siebie: jedno na wschodnim, drugie na zachodnim brzegu Nilu.
W Tan-ta-ren były dwa miejsca znakomite: sadzawka, w której hodowano krokodyle, i świątynia Hator, posiadająca wyższą szkołę. Tu uczono medycyny, pieśni pobożnych, sposobów odprawiania nabożeństw, wreszcie astronomji.
Faraon był tu i tam. Zirytował się, gdy mu kazano palić kadzidła przed świętemi krokodylami, które uważał za gady śmierdzące i głupie. A gdy jeden z nich w czasie ofiary, zanadto wysunąwszy się, chwycił pana zębami za szatę, Ramzes tak trzasnął go w łeb bronzową łyżką, że gad na chwilę zamknął oczy i rozstawił łapy; potem cofnął się i wlazł w wodę, jakby zrozumiawszy, że młody władca nawet ze strony bogów nie lubi poufałości.
— A może popełniłem świętokradztwo? — zapytał arcykapłana.
Dostojnik spojrzał z pod oka, czy kto nie podsłuchuje, i odparł:
— Gdybym wiedział, że wasza świątobliwość taką zrobisz mu ofiarę, podałbym wam maczugę, a nie kadzielnicę. Ten krokodyl, to najnieznośniejsze bydlę w całej świątyni... Raz porwał dziecko...
— I zjadł?...
— Rodzice byli kontenci!... — rzekł kapłan.