Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 03.djvu/015

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

bastrem i drzewem, malowanych jaskrawemi farbami, rzeźbionych i złoconych, a za nim — jego ogromna świta. Lecz zbliżywszy się do przedpokoju matki, dał znak, aby go zostawiono samego.
Minął przedpokój, chwilę zatrzymał się pode drzwiami, potem zapukał i wszedł cicho.
W izbie o nagich ścianach, w której zamiast sprzętów był niski tapczan i nadtłuczony dzban z wodą, wszystko na znak żałoby, siedziała na kamieniu matka faraona, królowa Nikotris. Była w grubej koszuli, boso; miała czoło umazane błotem z Nilu i popiół w poplątanych włosach.
Zobaczywszy Ramzesa, czcigodna pani schyliła się, aby mu upaść do nóg. Ale syn pochwycił ją w objęcia i rzekł z płaczem:
— Jeżeli ty, matko, zniżysz się przede mną do ziemi, ja przed tobą będę musiał zejść chyba pod ziemię...
Królowa przytuliła jego głowę do piersi, otarła mu łzy rękawem swojej grubej koszuli, a potem wzniósłszy ręce, szepnęła:
— Niechaj wszyscy bogowie... niechaj duch ojca i dziada twego otoczą cię opieką i błogosławieństwem... O Izydo, nigdy nie skąpiłam ci ofiar, ale dziś robię największą... Oddaję ci mego miłego syna... Niech ten mój syn królewski stanie się niepodzielnie twoim synem, a jego sława i potęga niech pomnożą twoje boskie dziedzictwo...
Pan wiele razy uściskał i ucałował królowę, wreszcie usadowił ją na tapczanie, a sam usiał na kamieniu.
— Czy zostawił mi ojciec jakie rozkazy? — zapytał.
— Prosił cię tylko o pamięć, a do najwyższej rady powiedział te słowa: „Zostawiam wam następcę, który jest lwem i orłem w jednej osobie; słuchajcie go, a podźwignie Egipt do niebywałej potęgi.“
— Myślisz, że kapłani będą mi posłuszni?
— Pamiętaj — rzekła matka — że godłem faraona jest