Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/210

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została skorygowana.

Sara nagle zerwała się na równe nogi, a zobaczywszy Mefresa, zawołała strasznym głosem:
— Przekleństwo wam!... Chcieliście mieć żydowskiego króla, a oto król... O, czemużem nieszczęsna usłuchała waszych rad zdradzieckich!...
Zatoczyła się i znowu przypadła do kołyski, jęcząc:
— Mój synek... mój mały Seti!... Taki był piękny, taki mądry... Dopiero co wyciągał do mnie rączki... Jehowo!... — krzyknęła — oddaj mi go, wszakże to w twojej mocy... Bogowie egipscy, Ozyrysie... Horusie... Izydo... Izydo... przecie ty sama byłaś matką!... Nie może być, ażeby w niebiosach nikt nie wysłuchał mojej prośby... Takie malutkie dziecko... hiena ulitowałaby się nad niem...
Arcykapłan ujął ją pod ramiona i postawił na nogach. Pokój zapełniła policja i służba.
— Saro rzekł arcykapłan — w imieniu jego świątobliwości pana Egiptu wzywam cię i rozkazuję, ażebyś odpowiedziała: kto zamordował twego syna?
Patrzyła przed siebie jak obłąkana i tarła czoło. Nomarcha podał jej wody z winem, a jedna z obecnych kobiet skropiła ją octem.
— W imieniu jego świątobliwości — powtórzył Mefres — rozkazuję ci, Saro, ażebyś powiedziała nazwisko zabójcy...
Obecni zaczęli się cofać ku drzwiom, nomarcha rozpaczliwym ruchem zasłonił sobie uszy.
— Kto zabił?... — rzekła Sara zduszonym głosem, topiąc wzrok w twarzy Mefresa. — Kto zabił, pytasz?... Znam ja was — kapłani!... Znam waszą sprawiedliwość...
— Więc kto?... — nalegał Mefres.
— Ja!... — krzyknęła nieludzkim głosem Sara. — Ja zabiłam moje dziecko, za to, że zrobiliście je Żydem.
— To fałsz! — syknął arcykapłan.
— Ja... ja!... — powtarzała Sara. — Hej, ludzie, którzy mnie widzicie i słyszycie — zwróciła się do świadków — wiedz-