Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/124

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nią granic srebrne tablice, zapisane ugodami, jeżeli za niemi nie staną włócznie i miecze!...
— A któż waszej dostojności powiedział, że u nas nie staną?
— Ty sam. Sto dwadzieścia tysięcy ludzi musi ustąpić przed trzystu tysiącami. No, a gdyby Asyryjczycy raz do nas weszli, z Egiptu zostałaby pustynia...
Mentezufisowi zapłonęły oczy.
— Gdyby weszli do nas — zawołał — kości ich nigdy nie zobaczyłyby swej ziemi!... Uzbroilibyśmy całą szlachtę, pułki robotnicze, nawet przestępców z kopalń... Wydobylibyśmy skarby ze wszystkich świątyń... I spotkałaby się Asyrja z pięciuset tysiącami egipskich wojowników...
Ramzes był zachwycony tym wybuchem patrjotyzmu kapłana. Schwycił go za rękę i rzekł:
— Więc jeżeli możemy mieć taką armję, dlaczego nie napadamy na Babilon?... Czyliż wielki wojownik Nitager nie błaga nas o to od kilku lat?... Czyliż jego świątobliwość nie niepokoi się wrzeniem Asyrji?... Gdy im pozwolimy zebrać siły, walka będzie trudniejsza, ale gdy rozpoczniemy sami...
Kapłan przerwał mu.
— Czy ty wiesz, książę — mówił — co to jest wojna, do której trzeba iść przez pustynię? Kto zaręczy, że nim dotarlibyśmy do Eufratu, połowa naszej armji i tragarzy nie wyginęłaby z trudów?
— Wyrównalibyśmy to jedną bitwą — wtrącił Ramzes.
— Bitwa!... — powtórzył kapłan. — A czy wiesz, książę, co to jest bitwa?...
— Spodziewam się! — odparł dumnie następca, uderzając w miecz.
Mentezufis wzruszył ramionami.
— A ja ci mówię, panie, że ty nie wiesz, co to jest bitwa. Owszem, masz nawet o niej całkiem fałszywe pojęcie z ma-