Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 02.djvu/059

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Niepodobna!... I dopóty nie uwierzę temu, co mówisz wasza dostojność, dopóki nie dasz mi dowodu.
— Dowód będzie — odparł Hiram. — Lada dzień przyjeżdża do Pi-Bast wielki pan asyryjski, Sargon, przyjaciel króla Assara. Przyjeżdża pod pozorem pielgrzymki do świątyni Astoreth, złoży dary wam, książę, i jego świątobliwości, a potem — zawrzecie układ... Naprawdę zaś przypieczętujecie to, co postanowili kapłani na zgubę Fenicjan, a może i wasze własne nieszczęście...
— Nigdy! — rzekł książę. — Jakież to wynagrodzenie musiałaby Asyrja dać Egiptowi!...
— Oto jest mowa godna króla: jakie wynagrodzenie dostałby Egipt? Bo dla państwa każdy układ jest dobry, byle coś na nim zyskało... I to właśnie dziwi mnie — ciągnął Hiram — że Egipt zrobi zły interes: Asyrja bowiem zagarnia, oprócz Fenicji, prawie całą Azję; a wam, jakby z łaski zostawia: Izraelitów, Filistynów i półwysep Synai... Rozumie się, że w takim razie przepadną należne Egiptowi daniny, i faraon nigdy nie odbierze tych stu pięciu tysięcy talentów.
Namiestnik potrząsnął głową.
— Nie znasz — odparł — wasza dostojność kapłanów egipskich: żaden z nich nie przyjąłby takiego układu.
— Dlaczego? Fenickie przysłowie mówi: lepszy jęczmień w stodole, niż złoto w pustyni. Mogłoby się więc zdarzyć, że Egipt, gdyby czuł się bardzo słabym, wolałby darmo Synai i Palestynę, aniżeli wojnę z Asyrją. Ale otóż to mnie zastanawia... Bo nie Egipt, lecz Asyrja dzisiaj jest łatwą do pokonania: ma zatarg na północnym wschodzie, posiada mało wojsk i te są liche. Gdyby napadł ją Egipt, zniszczyłby państwo, zabrałby niezmierne skarby z Niniwy i Babelu i, raz na zawsze, utrwaliłby swoją władzę w Azji.
— Więc widzisz, że taki układ nie może istnieć — wtrącił Ramzes.
— W jednym tylko wypadku rozumiałbym podobne