Strona:PL Bolesław Prus - Faraon 01.djvu/114

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

cielem następcy tronu (oby żył wiecznie!), i że ty dopuściłeś się gwałtu, o czem zaświadczą moi ludzie, na gruntach księcia Ramzesa...
— Więc to... — przerwał książę, lecz nagle zatrzymał się. — Więc jakiem prawem katujecie w podobny sposób książęcego chłopa?
— Bo nie chce łotr płacić podatków, a skarb następcy jest w potrzebie...
Pomocnicy urzędnika, wobec katastrofy, jaka spotkała ich pana, wypuścili swoje ofiary i stali bezradni, niby członki ciała, któremu ucięto głowę. Uwolniony chłop znowu zaczął pluć i wytrząsać wodę z uszu, ale zato żona jego przypadła do wybawcy.
— Ktokolwiek jesteś — jęczała, składając ręce przed księciem — czy bogiem, czy nawet posłańcem faraona, posłuchaj o naszej nędzy. Jesteśmy chłopami następcy tronu (oby żył wiecznie!) i zapłaciliśmy wszystkie podatki: w prosie, pszenicy, kwiatach i skórach bydlęcych. Tymczasem ostatniej dekady przyszedł do nas ten oto człowiek i każe sobie znowu dać siedem mierzyc pszenicy... „Jakiem prawem? — pyta mój mąż: — przecie podatki już zapłacone?“ A on mego męża wali na ziemię, kopie nogami i mówi: „Takiem prawem, że dostojny Dagon kazał.“ — „Skądże wezmę? — odpowiada mój chłop — kiedy nie mamy żadnego zboża i już miesiąc karmimy się ziarnami, albo korzonkami lotosu, o które także coraz trudniej, bo wielcy panowie lubią bawić się kwiatami lotosu?...“
Zatchnęła się i zaczęła płakać. Książę czekał cierpliwie, aż się uspokoi, ale unurzany chłop mruczał:
— Ta baba swojem gadaniem nieszczęście na nas sprowadzi... A mówiłem, że nie lubię, jak mi się baby mieszają do interesów!
Tymczasem urzędnik, podsunąwszy się do wioślarza, spytał go pocichu, wskazując na Ramzesa: