Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/337

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Dziecinny projekt, zamykać się u szarytek! Żyjąc wśród ludzi, ona więcej dobrego może zrobić, aniżeli tam... Profesor ma obowiązek wytłomaczyć jej... Przecież te same ochrony, szpitale i, czy ja już wiem co, panna Magdalena może mieć u siebie, a wpływ — bezporównania większy. To... to jest zbiegostwo — wołał zmienionym głosem — to zdrada społeczeństwa!... Świat ma zanadto kobiet, które myślą o zabawach, strojach, kokieterji... ale takich jak ona brak mu, i dlatego jest źle...
— Stefan ma rację... — wtrąciła Ada, surowo patrząc na Dębickiego.
— Robiłem, com mógł — odpowiedział profesor — przytaczałem rozmaite argumenta, ale... Argument przekonywa myśl spokojną, ale nie uleczy zranionego uczucia.
— Więc powiedz jej, że, zakopując się w tym grobie żywych, zdradza... Nie, to jeszcze za słabe... ona — okrada ludzkość!... Niech sobie przypomni, jeżeli jest tak pobożna — ciągnął rozdrażniony Solski — przypowieść o zakopanych talentach... Bóg nie na to daje ludziom wielkie zalety, ażeby uciekali na pustynię... To jest gorsze, aniżeli nienawiść; to jest pycha i pogarda dla człowieczeństwa...
Profesor kiwał głową.
— Mój kochany, masz rację — rzekł. — Mniej więcej to samo mówiłem nietylko ja, ale przedewszystkiem ów stary major, który wścieka się na pannę Magdalenę niegorzej od ciebie. I wiesz, co odpowiedziała?...
„Zlitujcie się, nie ciągnijcie mnie tam, skąd uciekłam; gdzie straciłam spokój i wiarę, a mogłam stracić rozum. Mnie tu jest dobrze, a tam było strasznie.“
Oto są słowa panny Brzeskiej.
— Jest biedactwo ogromnie rozdrażniona; sama to uważałam — wtrąciła Ada.
— Zapewne — rzekł Dębicki.
— Ale rozdrażnienia przechodzą — dodał Solski.