Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/336

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Pozwoli jej opiekować się sierotami, doglądać chorych, pomagać nieszczęśliwym, bez narażania się na obelgi i krzywdy... — odpowiedział Dębicki. — Ona zawsze czuła do tego pociąg, no i dziś znalazła pole.
Solski wzruszył ramionami i zaczął bębnić w stół; wreszcie rzekł:
— Ale, ale... Wiesz, Ada, kogo spotkałem w Wiedniu?... Ludwika Krukowskiego i jego siostrę. Wystawowa para dziwaków!... Otóż oni mieszkali w Iksinowie, znali Brzeskich, a nawet Ludwik starał się o pannę Magdalenę i dostał kosza...
Pomimo to, nie masz pojęcia, z jaką czcią mówili o całej familji, a w szczególności o pannie Magdalenie. W tej kobiecie jest naprawdę coś nadludzkiego... A jednak rzucano na nią najpodlejsze oszczerstwa, właśnie z czasów pobytu w Iksinowie. Mówiono, że romansowała z jakimś starym majorem, który zapisał jej majątek...
— Ten major jest w Warszawie — wtrącił Dębicki.
— A co najgorsze, powiedziano, że przez pannę Magdalenę zabił się jakiś urzędnik pocztowy...
Wszystko nikczemny fałsz!... — mówił Solski, uderzając pięścią w stół. — Zabił się urzędnik, ale przez tę pannę, która swoją winę bezczelnie zwaliła na Madzię... Krukowski opowiedział mi to ze szczegółami...
— Tobie tę plotkę podszepnięto w Warszawie? — spytała Ada.
— Rozumie się... Dlatego wyjechałem zagranicę.
— Dlaczegożeś mnie nie zapytał?
— Ach, czy ja wiem... Byłem napół obłąkany... Prawda, że reflektował mnie profesor, tłomaczył zachowanie się panny Magdaleny względem nas... Już zacząłem uspakajać się, gdy... spadła plotka o tym urzędniku i o zapisie majora...
I pomyśleć, że to ja, razem z bezimienną ciżbą łotrów, popchnąłem ją do klasztoru!...
Solski zerwał się rozgorączkowany i chodząc, mówił: