Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 04.djvu/164

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

na wsi u panny Solskiej — odpowiedziała zakłopotana panna Cecylja. — Do śmierci będę jej dłużniczką za to miejsce w Jazłowcu...
— Jakież wrażenie zrobiła na tobie Ada?
— Wiesz, że... nie mogę go nazwać przyjemnem — mówiła panna Cecylja. — Wydaje się dumną, zamkniętą w sobie, rozdrażnioną...
— Cóż się z nią stało? — szepnęła Madzia. — Mówiła ci co o mnie?...
— Nie opowiadała nic, ale zato wypytywała się o najdrobniejsze szczegóły o tobie. Czy dasz wiarę, że ona skądciś wie o zapisie majora, o tym koncercie Stelli, o śmierci Cynadrowskiego... Ale wie w taki sposób, jakby nie od ciebie o tem słyszała...
— Domyślam się — odparła Madzia z goryczą. — Pani podsędkowa poznała się tu z niejaką panią Korkowiczową, u której znowu bywa niejaki pan Zgierski... Ach, moja Cesiu, jak mi się teraz inaczej świat przedstawia!... Zaczynam wierzyć, że jest w nim dużo ludzi złych... Naprawdę złych...
Umilkła i spytała po chwili:
— Ada pewnie ma żal do mnie?...
Panna Cecylja, machinalnie obejrzawszy się, rzekła zniżonym głosem:
— Żalu, nie... Owszem, zdaje mi się, że ona cię bardzo kocha... Ale wiesz, jakie myśli niekiedy przychodziły mi do głowy, kiedy rozmawiałyśmy o tobie?... Wiesz, że ona... ona jest... ona, jakby była zazdrosna o ciebie...
— O mnie?... Aaa... tak!... — zawołała Madzia. — Pamiętam... Byłyśmy jeszcze u pani Latter, kiedy przyjechał jej brat i zwrócił uwagę na Helenę Norską. Wtedy właśnie Ada powiedziała mi, że jest zazdrosna o Helenę. Bo — mówiła Ada — jeżeli mój brat zakocha się w Helenie, to już mnie przestanie kochać...