Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 03.djvu/169

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Więc proszę pań, panna Cecylja chciałaby zostać nauczycielką pensji w Jazłowcu... I dlatego zwracam się do towarzystwa, ażeby towarzystwo przez swoje stosunki wyrobiło miejsce pannie Cecylji (nazwisko powiem kiedy indziej) w Jazłowcu.
— Dzika pretensja! — zawołała panna Papuzińska. — Cóż my, kobiety postępowe, możemy mieć wspólnego z klasztornemi pensjami?...
— Jestem jak najbardziej przeciwna podobnym pensjom — rzekła panna Howard.
— Gdzie hodują się przesądy! — dodała panna Papuzińska.
— Należałoby raz na zawsze usunąć z naszych zebrań wnioski, dotyczące metafizycznych hipotez!... — dodała pani Kanarkiewiczowa.
Zawstydzona Madzia cofnęła się w głąb framugi.
— Ach, ty niedobra!... — szepnęła do niej Ada. — Dlaczegożeś mnie nic nie powiedziała o tej pannie Cecylji?
— Chciałam ci zrobić niespodziankę — odparła zmartwiona Madzia.
— Wracając do funduszów naszej bankrutującej pracowni kaftaników trykotowych... — mówiła panna Papuzińska.
— Chyba dlatego nazywasz ją pani bankrutującą, że powstała z mojej inicjatywy?... — ostro odparła panna Howard.
— Mało zajmują mnie instytucje pani — ciągnęła panna Papuzińska — a nierównie więcej fundusze... Otóż, po raz nie wiem który, radzę podnieść miesięczną składkę członków...
— Nigdy! — zawołała panna Howard. — Złoty na miesiąc może płacić każda kobieta, a przecież jesteśmy towarzystwem demokratycznem...
— I posiadamy około trzydziestu złotych miesięcznie...
— Ale gdyby wszystkie nasze kobiety należały do stowarzyszenia, miałybyśmy trzy miljony pięćset tysięcy złotych