Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 02.djvu/109

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

zastał podsędka; owszem, dowiedział się ze zdumieniem, że podsędka wcale dziś nie było.
— Chory, albo zwarjował!... — mruknął major i nawet nie kiwnąwszy głową Madzi, wybiegł z niezapaloną fajką.
„Boże! co się to dzieje?...“ — myślała Madzia, bojąc się kogokolwiek zapytać o wyjaśnienie: wszyscy bowiem wyglądali na jej wrogów.
Sataniello i Stella także nie pokazywali się; ale na ich nieobecność Madzia nie zwróciłaby uwagi, gdyby matka jej nie odezwała się cierpkim tonem:
— Pięknie odwdzięczają ci się twoi protegowani!...
— Co się stało?... Dlaczego mama to mówi?... — pytała wylękniona Madzia. Ale pani Brzeska wyszła do kuchni, oczywiście nie mając zamiaru dawać objaśnień.
Ciężko upłynął Madzi ten dzień pełen obaw i noc bezsenna, w ciągu których kwadranse wydawały się dłuższemi od godzin.
Nazajutrz pan Krukowski znowu przysłał bukiet, odznaczający się przewagą barw czerwonych. Miętlewicz tylko przeszedł pod oknami, ale nie wstąpił do domu doktora; owszem, patrzył na drugą stronę ulicy. Przed obiadem, w gabinecie przyjęć, odbyła się bardzo ożywiona rozmowa między matką i ojcem Madzi, a nawet parę razy doktór odezwał się podniesionym głosem, co nie było we zwyczaju. Madzia truchlała.
Około czwartej major z proboszczem przyszli na szachy, wynieśli je do altanki, gdzie pani Brzeska podała im czarną kawę, i odrazu siedli do partji.
— Nie czekają panowie na pana podsędka? — zdziwiła się Madzia.
Trzeba było widzieć w tej chwili majora!... Wyjął z ust olbrzymią faję, nastroszył siwe brwi, na czole żyły mu nabrzękły... Wyglądał jak stary smok.
— Nie znam żadnego podsędka!... — wrzasnął, uderzając pięścią w stół, aż poskoczyły szachy i zadźwięczały szklan-