Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/236

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

przywiązanie do mnie i — skrupuły. Od kilku lat widywałem ją niekiedy płaczącą. Napróżno pytałem: co jej jest?... Nie odpowiadała. Wreszcie widząc, że jej smutek doprowadza mnie do rozpaczy, rzekła:
„Duchy mówią, że gdybym umarła przed twoją pierwszą żoną, nie ja byłabym z tobą po śmierci, ale tamta. Lecz dodają, że gdybyś miał od niej akt uwalniający cię ze ślubu, w takim razie, choćby ona mnie przeżyła, będziesz po śmierci moim.“
Ach — dodał — muszę panią objaśnić, że moja żona jest spirytystką, a nawet należy do medjów...
Pani Latter siedziała z założonemi rękoma; gość patrzył z niepokojem, widząc w jej oczach tlejące iskry nienawiści.
— Cóż pani na to?... — odezwał się tonem prośby.
— Ja?... — odpowiedziała, jak przebudzona. — Posłuchaj, Arnoldzie... Przez kilkanaście lat żyłeś z nieznaną mi kobietą... pieściłeś ją... masz z nią syna... Twoja jakaś tam sława wojskowa należała do niej, twoja praca — do niej, twój majątek — do niej...
Zatchnęła się, lecz chwilę odpocząwszy, mówiła dalej:
— Przez ten czas ja — musiałam dźwigać ciężar wdowieństwa bez jego korzyści... Pracowałam nad utrzymaniem w porządku kilkuset osób, wychowywałam dzieci... Borykałam się z ludźmi, z obawą o jutro, niekiedy z rozpaczą, podczas gdy wy, tam, byliście szczęśliwi na mój koszt... Dziś, wiesz, co mam za to?... Dwoje dzieci, których los nie jest ustalony, a dla siebie bankructwo... kompletne bankructwo!... Już nawet zalegam w opłacie komornego, a gdybym dziś sprzedała pensję i spłaciła długi, nie wiem... czy wyjdę w jednej sukni.
W takiej chwili ty, który mnie obdarłeś ze swojej pomocy i osoby, ty przychodzisz do mnie i masz odwagę mówić:
„Kochana pani, zaakceptuj moje postępowanie z tobą, ponieważ jednej z moich przyjaciółek... powiedziały duchy, że powinna awansować na legalną żonę!...“