Przejdź do zawartości

Strona:PL Bolesław Prus - Emancypantki 01.djvu/025

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— W takim razie kierowniczki zakładów, ożywione poczuciem obowiązku społecznego, muszą zdecydować się na ofiary...
Pani Latter potarła czoło ręką.
— Czy sądzi pani, że każda przełożona pensji może ponosić ofiary, że ma środki?...
— Kto nie ma środków, powinien ustąpić tym, którzy je mają — odpowiedziała panna Howard.
— Ach, tak?... — rzekła przeciągle pani Latter, znowu pocierając czoło. — Boli mnie głowa, tyle dziś miałam zajęć... Więc panna Malinowska stanowczo otwiera pensję?...
— Ona wolałaby zostać wspólniczką jakiejś znanej firmy i... ja ją namawiam, ażeby rozmówiła się z panią...
Silny rumieniec wystąpił na twarz pani Latter. Przemknęła jej myśl, że taka spółka byłaby ratunkiem pensji, albo... może — jej ostateczną ruiną?... Wspólniczka musiałaby dowiedzieć się o finansowem położeniu, miałaby prawo zapytywać o każdego rubla, którego wydaje Kazio...
— Ja nie będę wspólniczką panny Malinowskiej — rzekła pani Latter, spuszczając oczy.
— Szkoda! — odpowiedziała sucho nauczycielka.
— Ale pani, panno Klaro, będzie ostrożniejsza w rozmowie z uczenicami i... ich matkami?
Panna Howard podniosła się z kanapy.
— Tylko ja — rzekła — odpowiadam za własną nieostrożność, a przekonań moich zapierać się nie myślę...
— Nawet, gdybym ja skutkiem tego traciła pensjonarki, które ich matka chce umieścić na pensji tańszej i bardziej postępowej?... — mówiła wolno i dobitnie pani Latter.
— Nawet, gdybym ja sama miała stracić zajęcie u pani — odpowiedziała równie dobitnie panna Howard. — Należę do osób, które ani idei, ani obowiązków społecznych nie poświęcą widokom osobistym.
— Więc czego pani chce ostatecznie?
— Chcę zrobić kobietę samodzielną, chcę ją wychować do