Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/266

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

być, ażeby ona, taka ładna, tak trzymająca wszystkich w odległości od siebie, ażeby ona — tuliła się do niego?... Czy w rzeczy samej on na tyle stracił przytomność, że pochwycił ją i całował... całował... jak warjat?... A Jadwiga nietylko nie obraziła się, ale jeszcze kazała mu przyjechać do Rożków!...
„Jeżeli mogłem — rozmyślał Świrski — co to jest: mogłem?... jeżeli musiałem trochę zaryzykować dla wydobycia Chrzanowskiego, tem bardziej muszę, choćby mi djabli wiedzą co groziło, pojechać czy pójść do Rożków... Kobieta... Jadzia... naznaczyła mi widzenie, a ja miałbym się nie stawić?...“
Rozwagi te były powierzchowne i zbyteczne. Świrski nie potrzebował powoływać się na konieczność galanterji wobec dam, ponieważ czuł, że wspomnienie pocałunków przykuło go do Jadwigi, że go ciągnie i że on musi dążyć do niej, choćby mu śmierć stanęła na drodze. Nie innych zapewne uczuć doznaje ćma wobec zapalonej świecy.
Musi — i basta!... Pierwszy w życiu pocałunek obłąkał go. Dopóki jeszcze miał obowiązek myśleć o wydobyciu z więzienia Chrzanowskiego, szał miłosny palił się gdzieś na drugim planie w jego duszy. Lecz od chwili, gdy Chrzanowski jest wolny, a zapewne i bezpieczny, miłość Świrskiego stała się jak potok górski, który podsyciły deszcze i żadna nie powstrzyma zapora.
Kazimierz tonął w ognistem morzu namiętności. Niekiedy jednak płomienna ściana rozdzierała się na chwilę, a wówczas młody chłopak zaczynał pojmować, że dzieje się z nim coś niezwykłego i niedobrego. Był strudzony, bardzo strudzony, wszystko drażniło go, męczył się łatwo, a jego sen był albo gorączkowem marzeniem, albo przykrą utratą przytomności, poza którą coś jednak kipiało i burzyło się w duszy.
„Do Rożków!... do Rożków!...“ — oto wyrazy, które najczęściej stawały mu w pamięci. Za nowe pocałunki Jadwigi oddałby cztery życia, gdyby je miał... oddałby nawet wieczność, gdyby w nią wierzył.