Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/241

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

rodzi się coś tak zuchwałego, tak wielkiego, że choćby zginął, wykonywając swój zamiar, już zaliczonoby go do jednostek niepospolitych w rodzaju ludzkim. W tej chwili przestał być młodzieńcem, a stał się mężem.
I przyszło mu na myśl, że kto wie, czy nie poto urodził się, czy nie poto kształcił się w różnych kierunkach, nie poto spiskował, żeby w rezultacie — zdobyć się na wynalezienie, obmyślenie i wykonanie takiego planu!
— O, kochany... o czcigodny Altmanku!... — zawołał. Gdyby spotkał go teraz, ucałowałby go.
„No, choćby mi przyszło zginąć, wiem, za co zginę!...“ — pomyślał. — Włożył mieszczańską, niezgrabną kapotę i pobiegł do doktora Dębowskiego, śmiało, wesoło...
W gabinecie lekarza była zapuszczona roleta, ale świeciło się. Kazimierz wszedł na schody, mocno zadzwonił, a widząc, że stara gospodyni chce go odprawić z niczem, głośno zawołał:
— Okazja z Leśniczówki!...
Doktór otworzył drzwi, stanął, podniósł okulary, popatrzył jednem okiem, drugiem.
— A chodźże asan — rzekł. — Musi cię bardzo swędzić siedzenie, kiedyś tu przyjechał — dodał, wprowadziwszy Kazimierza do gabinetu.
— Kieszeń mnie swędzi... — odpowiedział Świrski, śmiejąc się.
— Cóżto... już wydałeś trzy tysiące rubli? — zdziwił się doktór.
— Jakie?...
— No te, które w zeszłym tygodniu posłał ci stryj przez Klemensa?...
Świrski osłupiał. Nastąpiły wyjaśnienia, z których okazało się, że doktór jeździł do stryja Świrskiego, że stryj był zrozpaczony, że wziął od Wajntrauba, ile mógł, to jest trzy tysiące rubli i, za pośrednictwem Klemensa, wysłał Kazimierzo-