Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/240

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

nie hańba, ażebym ja tak upadał?... I czy nie miał racji Altman, wątpiąc o mojej odwadze?...“
— Jestem bardzo zmęczony — rzekł Świrski głośno. — Od dziesięciu dni ani razu porządnie nie spałem...
— To się wyśpij, a jutro o dziesiątej przyjdź do Wiery...
— Przyjdę... Muszę wydobyć Chrzana.
— Głupi jesteś — odpowiedział Pędzelek. — Akurat teraz pomoże ci kto, kiedy cała organizacja zajęta policmajstrem.
Pędzelek wyszedł, Świrski rozmyślał:
„Co im znowu ten policmajster wlazł do łba?... Więc nikt nie pomoże mi uwolnić kolegę z pod szubienicy... Pyszny Pędzelek!... Vogel czy Altman takby mi nie odpowiedział, z pewnością coś poradziłby, choć to bydlę przypuszcza, że nie mam odwagi...“
Zbudził się w nim gniew na Altmana, a jednocześnie oczyma wyobraźni zobaczył go w urzędowym płaszczu i mundurowej czapce... I w tej chwili w jego umyśle jakby uderzyły o siebie dwa pojęcia: konieczność złożenia dowodu nadzwyczajnej odwagi i — uniform...
„Gdyby zaznajomić się z którym dozorcą więzienia?... gdyby przebrać się za dozorcę?... gdyby przekupić?... A gdyby wyprowadzić Chrzana z więzienia, a samemu podstawić się na jego miejscu?...“
Pulsa biły jak młoty, pierś pękała pod naciskiem dziwnych uczuć, a w głowie... A w głowie zapalił się genjalny plan wydobycia Chrzanowskiego... Świrski czuł, że ów plan już w nim jest, choć jeszcze jasno nie widział jego szczegółów. Zarazem pojmował, że gdyby nie spotkanie z Altmanem, nie kłótnia z nim i nie widok jego uniformu, plan taki nie przyszedłby mu do głowy.
Świrski był już nietylko wzruszony, ale wprost — oszalały wielkością niesformułowanego projektu; biegał po izbie i drżał ze wzruszenia... Czuł, iż w tej chwili w jego duszy