Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/167

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ach, on! Mojem zdaniem młodzież ucząca się powinna była przedewszystkiem zająć się nauczaniem ludu.
— Byli tacy, którzy uczyli, a musieli być i tacy, dla których karabin wydaje się dziś już stosowniejszem narzędziem wolności, aniżeli książka... Ja bo już wychowywałem się na sołdata, ale niektórych z moich kolegów spisek rewolucyjny uchronił od wielkiej zbrodni, jeżeli nie podłości...
— Nie rozumiem!... — wtrąciła Jadwiga, ze zdziwieniem patrząc mu w oczy.
— Zaraz pani zrozumie — ciągnął Świrski. — Aż zimno mi się robi, kiedy mam mówić o podobnych szkaradzieństwach. W gimnazjum był inspektor, który ze szczególną nienawiścią prześladował Polaków. Podsłuchiwał polskich rozmów, zabierał polskie książki, język polski nazywał świńskim, a tak zwanych przez siebie „buntowników“ pakował do kozy, psuł im sprawowania, zatrzymywał promocje, nawet wypędzał ze szkoły. Wszystko to uwieńczył zorganizowaniem szpiegostwa do takiego stopnia, że koledzy przestali ufać kolegom. Kształcił nas, jak pani widzi, na zdecydowanych spiskowców...
Teraz będę zwięzłym w opowiadaniu... Szanowny inspektor doprowadził młodzież do tego, że kilku desperatów utworzyło sprzysiężenie... A wie pani, w jakim celu?...
— Ażeby go zabić...
— Nie... Ażeby zabić — jego córkę, którą bardzo kochał...
— Jezus Marja!... — szepnęła panna Jadwiga.
— Widzi pani, jak nas wykształcono w moralności... — ciągnął Świrski.
— I cóż się stało?...
— Na szczęście dowiedział się o tem pewien student uniwersytetu, Rosjanin, który spiskowcom powiedział krótko: „Głupcy jesteście!... Jeżeli zabijecie córkę, inspektor dostanie order, awans i pocieszy się prędko... Jeżeli zabijecie jego samego, na jego miejsce znajdzie się inny, jeszcze gorszy szu-