Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/138

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

szy... To tak łatwo. Weź arkusz papieru i codzień zanotuj choćby kilka wyrazów... To a to zdarzyło się nam... to robiłem... to myślałem... ojciec był w takiem a takiem usposobieniu... z tym a z tym widziałem się... Ty nie wiesz, jak nudno w Leśniczówce, szczególniej gdy wszyscy wyjadą, więc mógłbyś osłodzić matce samotność i pisać, jak ci powiedziałam... Przecież wiele nie wymagam... kilka wyrazów... dwa... trzy wiersze... A gdy się trafi okazja, wyszlesz to...
Tak mówiła, uśmiechając się, a z oczu płynęły jej ciche łzy.
Zapukano do drzwi i wszedł Świrski, wysoki, jak zwykle wyprostowany, chowając coś poza plecami.
— Już gotów?... Dziękuję ci, Kaziu, i przepraszam!... — rzekł Władek. Odebrał od Świrskiego ukrywany przedmiot i rozpiąwszy marynarkę, opasał się czarnym rzemieniem, z którego ciężko zwieszała się pochwa rewolweru.
— Zawsze to samo!... — westchnęła Linowska, z desperackim ruchem ręki. Zawsze pali się w tej dziecinnej głowinie...
— Dziecinnej!... — przedrzeźniał ją Władek. — W życiu naszego pokolenia każdy miesiąc znaczy rok. Czy wreszcie wolałaby mama, ażebyśmy pojechali z tatkiem bez żadnej broni i wszystkie te pakunki z miodami, nalewkami, makagigami a nawet... nasze trykoty oddali pierwszemu lepszemu złodziejowi, któryby nas zaczepił?
— Ale czy ty masz medalik, który ci dałam, kiedyś wyjeżdżał do szkół?...
Władek milczał, zmieszany.
— Widzisz, i nic mi nie powiedziałeś, choć sam wiesz, że na tę podróż trzeba ci najlepszej broni...
Odpięła sobie kołnierzyk, zdjęła złoty medalik na czarnym jedwabnym sznureczku i zarzuciła go na szyję synowi.
— To Matka Boska Częstochowska — mówiła półgłosem — poświęcona u Matki Boskiej Ostrobramskiej... Wielu