Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/100

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale czy nie krzyczał: niech żyje rewolucja?... Taki był podlec, jak inni...
Artylerzysta wzruszył ramionami, spiął konia i nie pożegnawszy się z towarzyszem, pojechał naprzód. Gdy na przedmieściu wymijał stary parkan, wyleciał z poza niego czarny przedmiot wielkości buraka i trafił w siodło. Rozległ się huk, od którego zadrżało miasto i — pułkownik spadł z konia, rozszarpany przez bombę.