Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/089

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Ze sztabu kazali na jutro rano uszyć koszulę...
Jędrzejczakowi na chwilę zabrakło tchu, i poczuł, że krew ucieka mu z twarzy do serca. Lecz wnet ocknął się, opanowała go złość i odparł:
— Ci, co kazali szyć koszulę, niech pocałują psa w nos...
Zjadł z apetytem bifsztyk drewnianą łyżką, wypił herbatę i zaczął gniewać się na podoficera, że nie dano mu pościeli. W kwadrans żołnierze przynieśli siennik, podobny do kiszki, derkę i poduszkę, wypchaną słomą.
— Ciekawym — szepnął — jak oni mnie tu będą długo trzymali?... No, zejdzie z tydzień, zanim oddadzą mnie pod sąd... Tchórz Jędrzejczak będzie pod sądem wojennym, a ci durnie, którzy mieli zdobyć bank i rząd gubernjalny, wrócą do sztuby!... Trzeba sprowadzić sobie trochę książek...
Około siódmej dwaj oficerowie żandarmscy i artylerzysta weszli do izby i odczytali Jędrzejczakowi protokół z jego zeznań.
— Podpisze pan? — zapytał starszy oficer.
— I-i-i... nie... My, chłopi, nic nie podpisujemy.
— Pan z chłopów?... — spytał starszy. — Pięknie wywdzięcza się pan rządowi za to, że was wydobył z niewoli i obdarował ziemią!...
— Mój panie — odparł Jędrzejczak — gdyby nas rząd wydobył z niewoli, to was nie byłoby tutaj... Nie mamy za co być wdzięczni!...
— A ja jeszcze raz... i jeszcze raz proszę — odezwał się artylerzysta — ażeby pan powiedział: gdzie pan był we środę wieczorem, kiedy na ulicy Starej zabijano Szmakowa i Fomeńkę?...
— Nie pamiętam.
— Mam honor zwrócić uwagę, że to już ostatnia chwila — nalegał artylerzysta.
— Mówię panu, że nikogo nie zabiłem i nawet nie byłem w tym czasie na ulicy Starej... — odparł zuchwale Jędrzejczak.