Strona:PL Bolesław Prus - Dzieci.djvu/026

Z Wikiźródeł, wolnej biblioteki
Ta strona została uwierzytelniona.

— Gdzie?... jakim sposobem?... w jakiem wojsku?... U nas niema warunków ani dla Bonapartych, ani nawet dla Moltków!...
Odczyt o wojsku zwrócił publiczną uwagę na Świrskiego: mówiono, a raczej szeptano o nim. Jedni oburzali się, że zachęcał do karności i ślepego posłuszeństwa, drudzy zapytywali: czy z niego nie wyrośnie wielki bojownik?... Nie zdawano sobie sprawy, o ile odczyt posiadał wartość pod względem wojskowym, ale zdumiewano się, że chłopak siedemnastoletni tak śmiało poruszał temat, na który nie porwałby się żaden z jego nauczycieli.
Może w tydzień Kulowicz znowu odwiedził Świrskiego. Gość tym razem był blondynem i nazywał się Truciński.
— Słyszałem — mówił Truciński — słyszałem o waszym odczycie!... Nazywają was genjuszem... Trochę za wcześnie, bo genjusz przedewszystkiem musi coś zrobić. Ale... droga przed wami otwarta...
— Droga do siódmej klasy?.. — uśmiechnął się Świrski.
— A dlaczegóżby nie do sławy i nie do władzy?... — zapytał gość. — Ja, gdybym miał wasze zdolności, no — i wasze pieniądze, poszukałbym sobie najdzielniejszych między towarzyszami i utworzyłbym zawiązek przyszłej armji...
— Czy nie armji brauningistów?... — zapytał Świrski.
— Nie kpijcie z brauninga... niezła to broń, dopóki nie będzie mauserów... Zresztą i brauningiści nie zasługują na lekceważenie: to przednia straż wielkiej armji rewolucyjnej, którą stworzą tacy, jak wy... Pomyślcie o tem!...
— O czem?...
— Ażeby zebrać partję dzielnej młodzieży i przelać w nią te wiadomości, jakie sami posiadacie. Byłby to korpus oficerów... kadry przyszłego wojska...
Świrski zastanowił się. Drgnęła w nim duma.
— To jest myśl!... — rzekł. — Ale jakże będzie z bronią?...